Stone Town – nieprzyjazne serce Zanzibaru
Jest tym, czym w Warszawie kolumna Zygmunta. Średnio interesującym miejscem, w którym każdy turysta musi się znaleźć, aby przekonać się, że nie było warto.
Ostrzegano mnie przed tym miejscem już pierwszego dnia. Że muszę je zobaczyć, ale muszę się mieć na baczności. Żadnych koszulek bez rękawów, żadnych krótkich spodenek, żadnego robienia zdjęć miejscowym i najlepiej chodzić z przewodnikiem, bo w najlepszym wypadku można się zgubić, a w najgorszym dostać w papę.
Stone Town to dzielnica Zanzibar Town i jedyne miejsce w tym mieście, w którym warto cokolwiek zobaczyć, choć dla każdego turysty, który liznął choćby egipskich klimatów, nie będzie tam niczego ciekawego.
No chyba że ciekawy jest dom, w którym urodził się Freddie Mercury. Pierwszy punkt każdej wycieczki.
Gromadzą się przed nim turyści robiąc zdjęcia…drzwiom. WTF? Zastanawiam się, czy jak już będę sławny, bogaty i umrę, to też się będziecie tak ustawiać pod moim rodzinnym domem? Po kiego?
[full_size]
[/full_size]
[/full_size]
[full_size]
[/full_size]
Poza domem Freddiego koniecznie trzeba zaliczyć kolejny symbol absurdu – Pałac Sułtana, pamiętający najkrótszą w historii naszej planety wojnę. Trwała 38 minut, bo tyle czasu potrzebował sułtan, aby spierdolić hen daleko. W międzyczasie zginęło kilkuset wojaków, w pałacu zamieszkali Anglicy i wprowadzili do niego własnego sułtana.
[full_size]
[/full_size]
Następnym punktem zwiedzania dzielnicy jest rynek. No dobra, jest tu niezły klimat. Śmierdzi jak cholera. Ciasno jak cholera. Głośno jak cholera. I smacznie jak cholera.
[full_size]
[/full_size]
Nikt przy zdrowych zmysłach nie zatrzymuje się tam na dłużej niż jedno podłubanie w nosie, bo jak smrodu nie ma, to jest gorąco, a jak nie jest gorąco, to i tak śmierdzi.
Na szczęście spod pachy udało mi się puknąć parę niezłych zdjęć, co wystarczyło mi do zachowania dobrych wspomnień z tego miejsca. W papę nie dostałem, bo za cel obrałem kobiety i dzieci.
[full_size]
[/full_size]
[full_size]
[/full_size]
[full_size]
[/full_size]
[full_size]
[/full_size]
Jak już się wyjdzie z rynku, to trzeba skręcić w prawo (albo lewo), potem iść prosto i skręcić w prawo (albo lewo). Trafia się na eksmarket niewolników. Wrażenie robi skromny pomnik upamiętniający cierpienia zniewolonych.
[full_size]
[/full_size]
Jeszcze większe wrażenie robi wejście do piwnic, w których byli przechowywani. Wysokość tak na półtora metra, aczkolwiek większość pomieszczenia ma wysokość niecały metr. Wielkością przypomina przeciętny pokój 20-metrowy. W tymże pomieszczeniu przebywało zwykle 70 niewolników. Trzymano ich bez wody, jedzenia i toalety przez trzy dni. Ci, którzy o własnych siłach opuszczali piwnicę, byli sprzedawani. Resztę zabijano.
W porównaniu z piesią to mięczaki. Ona już od ponad tygodnia siedzi w takiej piwnicy.
W drodze powrotnej miałem trochę szczęścia. Jadącemu przed nami pojazdowi poszła guma. Usłyszeliśmy huk, poleciało sporo dymu i po chwili z przechylającego się wozu zeskakiwali ludzie. Gdybyśmy jechali trochę szybciej, skończyłbym jako plama na cegłówkach.
Ale żyję.